sobota, 29 czerwca 2013

1.Córka Ditto i córka Chucka czyli atomówki przejmują Akatsuki



W pierwszej analizie macie państwo okazję doświadczyć heroizmu derpowatej, siedemnastoletniej atomówki, piszącej pamiętniczek o niesamowicie złej i pełnej zidiociałych kryminalistów organizacji. Dziewczęciu wydaje się że jest niesamowicie niesamowita do tego stopnia, że może wygrażać ludziom, którzy mogliby ją zabić muchopacką. W skład analizy wchodzi jakże trzymająca w napięciu walka na ostre narzędzia i kolejna atomówka, tym razem dysząca i z zielonym tyłkiem.
Miłego czytania!

http://baala-w-aka.blog.onet.pl/
Obsada: Pandora

 
Z pamiętnika Baali, 1 września.
  Od czego by tu zacząć… no więc… jestem Baala. Po prostu Baala. Ewentualnie Baala (Chociaż może Baala... A nie, jednak Baala.) Moje pierwsze skojarzenie:


z Wioski Deszczu. Należę do organizacji Akatsuki…
 Ech, beznadziejne.
No, ja też tak myślę.
 Miała ochotę wyrwać stronę i od razu wyrzucić do kosza, ale powstrzymała się. Wiedziała, że i tak nie wymyśli nic lepszego.
No to gratuluję inwencji twórczej.
 Chociaż, trzeba przyznać, był to naprawdę kiepski początek do pamiętnika, który mają czytać przyszłe generacje.
Zastanawiam się, czy kiedyś ktoś chciałby czytać pamiętnik siedemnastolatki o tym, jakie to ona ma przygody. Ja- nie.
 …organizacji zrzeszającej najgroźniejszych kryminalistów świata, o kategorii „S” w książce Bingo.
Grałam kiedyś w bingo, było fajnie.
 Zaraz – „kryminalistów”? Pyf, powiadam wam, pyf.
Pfy, pif paf, pew pew pew ok. Ale PYF?
 Tacy z nich kryminaliści, jak z koziej dupy trąba.
Szczególnie taki sobie nijaki Pain- jak trąbnął z koziej dupy to wywalił całą wioskę w powietrze, ale nic to.
 Bardziej nadawaliby się do zoo. Albo do cyrku. W ostateczności nawet do ogrodu botanicznego… w każdym razie nie da się ich traktować poważnie. Serio. Żeby odkryć, jacy z nich idioci, trzeba z nimi trochę pomieszkać.
Gdybym to ja mieszkała z „najgroźniejszymi kryminalistami”, to jest np. Hidanem, który kosą może mi urżnąć łeb, uważałabym jak się o nich wyrażam.
 Ja mam to nieszczęście i kiszę się tu jak ten nieszczęsny ogórek w słoiku.
Nieszczęsny Ogórek jest nieszczęsny.
 Pytacie, skąd się tu w ogóle wzięłam?
Ja nie.
Wszystko wydarzyło się tego feralnego dnia…

***

 Pogoda była ładna i nijak nie zapowiadała dramatycznych wydarzeń, które miały nastąpić. Promienie słońca przebijały się łokciami przez gęste korony drzew, oświetlając wydeptaną ścieżkę. Tą zaś kroczyła ona.
 Baala była wysoką i szczupłą siedemnastolatką. Długie, falowane włosy koloru brązu zawsze nosiła rozpuszczone, a na głowie wiecznie tkwiła czarna bandana. Całości dopełniały oczy – tak wielkie i derpowate ciemne, że nie było w ogóle widać przejścia między tęczówką a źrenicą – oraz długie rzęsy. Jej twarz (DERP) miała wciąż ten sam, nieodgadniony wyraz – nieco obojętny i chłodny, bez żadnych wyraźniej zarysowanych uczuć.
A jej ojcem był Ditto. O__O
 Jeśli chodzi o ubiór, zazwyczaj nosiła ten sam komplet – czarną, trochę obcisłą rozpinaną bluzę chuunina bez rękawów i szare spodnie do kolan. Do tego wygodne buty za kostkę, z odsłoniętymi palcami u stóp i piętą, a na rękach długie, siatkowane rękawiczki – tylko na lewej dłoni nosiła jeszcze czarną rękawicę. Po prostu dobrze się w tym wszystkim czuła. Tego dnia miała również niski, szeroki i spiczasty słomkowy kapelusz osłaniający górną część twarz, i z zawieszoymi z tyłu rzędami metalowych płytek dla ochrony karku.
Błotniki na kapeluszu, fajnie.
 Nie miała ze sobą zbyt imponującego uzbrojenia. Ot, saszetka na shurikeny u pasa i pokrowiec na kunaie umocowany do prawego uda. Plus jeszcze drewniana parasolka przewieszona przez ramię – dość popularny element wyposażenia w Wiosce Deszczu.
 Baala miała już za sobą dwa dni podróży. Była łowczynią nagród i właśnie zmierzała do klubu na partyjkę Bingo miejsca, gdzie znajdowała się jej następna ofiara.
 Skąd mogła przewidzieć, że nigdy tam nie dotrze?
 - Pomocy! Pomocy! POMOCYYYY! – Rozległ się dziki wrzask i dosłownie sekundę później na Baalę wpadło coś ciężkiego, kompletnie zwalając z nóg.
 Owo coś miało mniej więcej zbliżone rozmiary do niej i machało wszystkimi kończynami, plącząc się i wciąż wyjąc niemiłosiernie. Baala z trudem wygrzebała się (zaliczywszy wpierw kilka kopniaków i nie do końca zamierzonych ciosów rękoma) i odsunęła nieco na bok. Mogła w całej okazałości podziwiać wijącą się na ziemi dziewczynę (i to rówieśniczkę), widocznie święcie przekonaną, że wciąż biegnie.
Leżała na ziemi i biegła- to niechybnie był Chuck Norris.
Napastniczka miała dziwne włosy – z prawej strony czarne, a z lewej soczyście zielone. Jej ubioru właściwie nawet nie dało się tak nazwać – były to ledwo przepaski, na klatce piersiowej i biodrach, połączone ze sobą siatkowanym materiałem. Kolorystycznie do złudzenia przypominały włosy dziewczyny. Do tego czarne kozaki do kolan na koturnie…
Kolana na koturnie? Pewnie to fotoszop jakiś.
nic dziwnego, że Baala gapiła się na zielonkę


jak na kosmitę.
Proszę Państwa- oto opko o Atomówkach.
 - H-hę? – nieznajoma widocznie zorientowała się, że coś nie gra. Znieruchomiała, patrząc niezbyt przytomnie przed siebie. W końcu spojrzała na Baalę. – O, hej.
 - Ee… – odpowiedziała Baala. – Co ty…?
 - A!
Inteligenta rozmowa jak widzę.
- A!  – zreflektowała się nagle zielonka. – Ratuj! – wykrzyknęła, chowając się za oszołomioną Baalą.
 - Jak, co, gdzie? – zapytała dziewczyna, ale nie było czasu na odpowiedź.
 Usłyszała cichy świst i błyskawicznie zerwała z głowy kapelusz, rzucając go w górę, przed siebie; wirujące rzędy płytek zabrzęczały, kiedy odbiło się od nich kilka shurikenów. Baala stanęła pewnie na nogi.
 Wysoko na drzewie, na jednej z gałęzi stała postać, cała ubrana na czarno.
 - Ty, odsuń się. Nie z tobą chcę walczyć – odezwał się kobiecy głos.
 - Nie, nie, NIE! – zielonka jeszcze bardziej schowała się za Baalą.
Jak można schować się za kimś jeszcze bardziej? Wsiąkła jej w plecy? Schowała się do kwadratu?
 – Nie pozwól jej, co? Proszę, nie pozwól, dobra?
 - Wiesz, chyba nie mam ochoty – odkrzyknęła Baala odzianej na czarno nieznajomej. – Ale mam propozycję. Pójdziesz sobie, a ja daruję ci życie, co ty na to?
Łaskawco ty...
 Miała tylko cichą nadzieję, że ta cholerna kunoichi nie jest za silna.
 - Wiesz? Chyba nie mam na to ochoty – przedrzeźniła ją. I po chwili zniknęła.
Chyba nie ma na to ochoty ale i tak sobie idzie. WAAT
 Baala sięgnęła do pokrowca na udzie, wyciągając powoli sztylet.
Ale tak naprawdę powoli, żeby się nie zaciąć.
Ostrożnie spoglądała na lewo i prawo. Nasłuchiwała przy tym uważnie, usiłując wychwycić choćby najlżejszy szelest, który mógłby jej powiedzieć, gdzie jest teraz przeciwniczka. Nie ułatwiała jej tego dysząca za plecami zielonka.
Brawurko, ładnie to tak dyszeć ludziom w plecy?
 Tam! Odwróciła się szybko i z wielką precyzją rzuciła kunaiem. Sztylet wbił się w ramię kunoichi, która nie zdążyła zrobić uniku. Syknęła wściekle, łapiąc się za ramię.
-Nie nauczyła cię matka, że się nie biega z ostrymi narzędziami?!
 - No…? To jak będzie? – zakpiła Baala. W rzeczy samej jej przeciwniczka nie okazała się zbyt mocna.
UFF. Bo inaczej by się atomówka nie mogła wykazać i co wtedy?
 -Jeszcze się spotkamy i wtedy pożałujesz! – warknęła czarna kunoichi, uciekając po gałęziach jak wiewiórka

 …no, co prawda nie było to akurat o tym, jak trafiłam do Akatsuki… ale wtedy spotkałam JĄ – tę zieloną łamagę Erikę, przez którą wydarzyło się to wszystko! Gdyby nie ona, nigdy w życiu nie wplątałbym się w tyle problemów. Kłopoty lgną do niej jak ćmy do światła i błyskawice do parasolek. A także jak wampiry do krffii, żeby było mroczniej. W każdym bądź razie, Erika była bardzo, BARDZO wdzięczna za ocalenie jej zielonego tyłka.
Chwilę temu włosy były zielone... Chyba, że przy upadku utytłała sobie siedzenie trawą, czy coś...
 Jak dla mnie, to aż za bardzo. Za cholerę nie mogłam się pozbyć tej przylepy. Poza tym jadaczka jej się nie zamyka. Gdyby nie to, nie stałoby się to, co się stało… A tak to się stało to co się jednak stało. ale o tym kiedy indziej – Erika i Hidan znowu się kłócą, i to tak, że słyszę ich wrzaski aż tutaj. Chyba pójdę obić ich po tych niewyparzonych mordach.
Boruuu, powtarzam- jak ktoś może ci w sekundę urżnąć łeb, to się miarkuj przy nim. Jak mi by wisiała wizja kosy i oderwanej głowy, siedziałabym cicho, no ale to ja.